Piotr Niemirski
Przechodzę przez przedpokój i w lustrze widzę na sobie tę plamkę. Jest zielonobrązowa i rośnie, zaraz koło pępka. Zupełnie bez sensu, bo żadnej plamki na brzuchu nie mam, drapię się i odwracam do okna, żeby lepiej widzieć, ale nie, jak patrzę z góry – powiedzmy, bezpośrednio – to żadnej plamy nie ma. Jest tylko tam, w lustrze. I jest coraz większa.
Pojawia się kolejna, nad prawym sutkiem. To znaczy – nad lewym. Nad prawym. Nad. Na piersi.
Na ręce.
Na czole.
Oglądam się jeszcze raz w okiennym świetle, znowu czysto. Tylko w tym lustrze.
Niby nic mnie nie boli, ale jak patrzę w lustro, to zaczyna. Ćmi, piecze.
Teraz już bardziej.
Bardziej.
Bardziej.
Rwie.
Jestem sam w domu, A. poszła do pracy na szóstą i nie wiem, co robić. Biegnę po telefon, cały ból ustaje. Szybko wracam do lustra z telefonem w dłoni. Ból wraca. Już cały jestem zielony jak zatęchłe bajoro. Chcę wybrać numer, zadzwonić; palce mnie palą, są całe sztywne, ale gdy spuszczam wzrok na telefon – wszystko ustaje. Znajduję numer, dzwonię.
Lustro.
A. nie odbiera. Może sms? Tak, chociaż to.
Kciuki mi drętwieją. Usychają.
Telefon wypada mi z ręki, tracę w niej czucie.
Skóra na brzuchu się marszczy, łuszczy, pod nią coś bulgocze. Jest mi niedobrze, czuję, że zaraz się zrzygam. Z ramienia odpada mi kawałek mięsa, nie ma krwi. Na podłodze jest pusto, to znaczy – na tej prawdziwej. Kawałek ciała leży na niej tylko w lustrze.
Patrzę w lustro i sięgam po to, co mi odpadło, próbuję jakoś wkleić w siebie ten ubytek, odpadek. Nic to nie daje.
Gniję coraz bardziej.
Dziury na brzuchu ujawniają żołądek, jelita. Wszystkie flaki wylewają się ze mnie na podłogę z mokrym plaskiem.
Dzwoni telefon. Nie potrafię go podnieść. Nie ma mowy o schyleniu się, nawet myśli mi się rozpadają.
Pęka jedno oko, ścieka po policzku. Odpadają palce.
Ostatnim szarpnięciem zmuszam resztki ciała, by zwróciły się do okiennego światła. Widzę czystą skórę, świeżą, po porannym prysznicu.
W lustrze już prawie mnie nie ma. Nos odrywa się od twarzy i jeszcze zanim spada na podłogę, zmienia się w galaretowaty twór bez kształtu. Uszy tak samo.
Włosy zwijają się, jakby były w pobliżu płomienia.
Usta odpa
Piotr Niemirski – ukończył filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim. Publikował w „Akancie”, „Migotaniach”, „Chimerze”, „Wizjach”, „KONTENCIE”. Pracuje nad swoją pierwszą powieścią. Mieszka w Krakowie.
ilustracja: Magdalena Batko, korekta: Aleksandra Wrońska